MAREK SZYRYK Dotykając stołu































  Jestem tu. Dwa te słowa zawierają wszystko, co można powiedzieć, od nich się zaczyna, do nich się wraca. Tu - to znaczy na tej ziemi, na tym a nie innym kontynencie, w tym a nie inny mieście, w tej epoce, którą nazywam moją, w tym stuleciu, w tym roku. Nie jest mi dane żadne inne miejsce ani żaden inny czas i od poczucia przemijalności mego ciała bronię się dotykając stołu.

      Ten pierwszy akapit rozdziału zatytułowany O moim zamiarze z książki Czesława Miłosza Widzenia nad Zatoką San Francisco1 na długie lata został w mojej pamięci i wracał czasem jako pomysł na wykonanie fotografii. Zasadniczym elementem mojej praktyki twórczej stało się ostatnie zdanie. Różni się ono od wcześniejszych nie tylko stylizacją językową - "... i od poczucia przemijalności mego ciała bronię się dotykając stołu", ale jest wyraźnym obrazem gestu i zestawienia dwóch różnych elementów plastycznych - ludzkiego ciała i drewnianego stołu.
      Ciało jest tym co słabsze, miękkie, ma zapach, smak, jest zmysłowe. Stół natomiast jest tym, co mocniejsze, twardsze, stałe, przedmiotowe. Zestawienie ich ze sobą przez kontrast ukazuje próbę wzmocnienia trudów zatrzymania tej cielesności, jak i również tej zmysłowości na dłużej. Do tego, stół uważamy za jakąś podporę, coś na czym można położyć wiele rzeczy i powinien to przetrwać. Zetknięcie z czymś tak stałym i trwałym może opóźni czas ulatującej cielesności skazanej na trwanie w konkretnym bycie.
      Cały zestaw podzieliłem na dwie serie fotografii - pierwsza odnosi się głównie do martwej natury, a druga nawiązuje do tematyki przemijania w kontekście mojego ciała.
      Podejmowanie takich tematów, oprócz zmagania się z materią fototechniczną, poprzez wybór mokrej metody kolodionowej, jako sposobu fotografowania, jest zmaganiem się z własną relacją do tego, do czego trudno mieć dystans i z samej natury jest rzeczą osobistą.
      Mokry proces kolodionowy jest techniką w dużym stopniu nieprzewidywalną, ponieważ każda płytka poddana jest indywidualnej obróbce. Oprócz braku standaryzacji procesu chemicznego łatwo ulega artystycznym prowokacjom i w sumie powstały obraz jest pochodną tych zabiegów. Pełna fotograficznych "brudów" - plam, zacieków, śladów wylewania emulsji kolodionowej i traktowania jej wywoływaczem - staje się niemal gęsta od emocji. Każda płytka jest wyjątkowa poprzez swoistą technikę. Przez to tworzy również własną interpretację świata. Podlega prawu istot żywych - jest niedoskonała i do końca nieprzewidywalna. Wymyka się standaryzacji i snuciu planów co do końcowych efektów wizualnych -żyje własnym życiem, zdarza się, że prowadzi autora własną drogą. Magiczna i kapryśna. Prosta i złożona. Pełna zabiegów z pogranicza alchemii.
      W końcu światłoczuła...
    Zamykam ten cykl fragmentem wiersza Słońce Ameryki Adama Zagajewskiego z tomiku Anteny2 :

  " [...]
W ciemnym pokoju, przy stole,
siedzi niemłody mężczyzna
i rozmyśla o tym, co już stracił
i co zachował

To ja jestem tym mężczyzną.
Domyślam się, co przyjdzie mi
utracić w przyszłości.
Nie wiem, co jeszcze odnajdę."

Marek Szyryk

  1 Miłosz Czesław, Widzenia nad Zatoką San Francisco, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1989.
2 Zagajewski Adam, Anteny, Wydawnictwo a5, Kraków 2005.